środa, 21 stycznia 2015

Tenacious D - The Pick of Destiny CD

Myślę, że większość z Was wie kim są Jack Black i Kyle Gass. Jeśli nie, to może mówi Wam coś Tenacious D? Przyszedł więc czas na film i płytę.

Na pierwszy ogień idzie:











 Jest to drugi album studyjny, a jednocześnie soundtrack do filmu. Mamy tu 15 piosenek (czas 33 min). Sama płyta wygląda fajnie, ciekawa wkładka ze scenami z filmu, gdy się ją otworzy mamy coś na kształt kart tarota i również, sceny z filmu + zdjęcia znajdujące się w menu płyty DVD. Jako że lubię sam film, płyta jest dla mnie miłym dodatkiem i często po nią sięgam.


wtorek, 20 stycznia 2015

The Attendant DVD

W poprzednim poście pisałam o filmie "The Attendant", teraz przyszedł czas na DVD.
Jak sam film, pudełko, grafika i ogólnie wszystko wygląda na bardzo tanie.


Więc jak widać, pudełko beznadziejne, bez żadnej wkładki. Choć, może to i lepiej, patrząc na poziom filmu ;). Po włożeniu do odtwarzacza, nie ma żadnych trailerów, reklam, od razu przenosi nas do bardzo prostego menu.
- Uruchomienie filmu
- Wybór scen
- Trailer filmu
- Inne (a znajdują się tu inne filmy hardgore, odnośnik do strony i... to tyle)
Brak możliwości wybrania napisów, choć w języku angielskim.
Więc jak tu nie oceniać filmu po okładce? ;)


The Attendant

Kolejny wspaniały twór od Hard Gore i 83 minuty kompletnie niczego. Oczywiście pominę tutaj wątpliwą jakość całego nagrania, w końcu to wizytówka tych filmów.
Fabuła, oparta (podobno) na prawdziwych wydarzeniach, opowiada o szóstce młodych ludzi, którzy postanawiają spędzić weekend w górach, w których to w 1972 roku kilku młodych ludzi popełnia masowe samobójstwo. Film od początku przypomina mi połączenie "Piątku 13-go" i "Blair witch project". Nasi żądni przygód bohaterzy udają się w przygodę życia, po drodze zahaczając o stację benzynową jakiegoś nawiedzonego faceta. Oczywiście nie brakuje tu przyprawiającej nas o dreszcz muzyki, która pojawia się w zupełnie niepotrzebnych momentach. Gdy docierają do lasu, rozbijają namioty i tak mija nam 50 minut filmu, w trakcie których nie działo się zupełnie NIC.
Nie brakuje również kilku scen macania w namiocie i w samochodzie, więc choć to jakieś urozmaicenie. Jak można się tego spodziewać, bohaterowie giną w wyszukanych o okolicznościach, choć najbardziej "efektownym" sposobem jest śmierć przez połknięcie siekiery.
Moim zdaniem najlepszą grą aktorską popisała się tutaj Miranda Lindley, grająca małą dziewczynkę, jednak nie zdradzę jaka jest jej rola w tym filmie.

Podsumowując, jak na 2004 rok (choć pudełko ukazuje 2003), jest to totalne gówno, jednak coś te filmy mają w sobie, że chce się je oglądać. Może to gra aktorska rodem z "Trudnych spraw", a może te wspaniałe efekty specjalne. Nie wiem, ale jednak lubię.

Pan Mercedes

Słowem wstępu, byłam dość negatywnie nastawiona do ostatnich prac Kinga. Może to dlatego, że w ciągu ostatnich paru lat wypluwa je z siebie niczym z armaty. Nie wiem co sprawia o tej płodności, ale lepsze to niż jej brak.



Jak informuje nas opis książki jest to debiut Stephena Kinga w powieści detektywistycznej, więc traktuję ją nieco łagodniej. Sama historia wydaje się być interesująca, nieznany "sprafca" wjeżdża w tłum bezrobotnych, bez śladów znika z miejsca zbrodni, brak jakiegokolwiek tropu. Naszym ratunkiem wydaje się być emerytowany detektyw Hodges, który ma nie mniejsze problemy, jak Pan Mercedes. Pościg za nim, ponownie przywraca mu chęć życia.
Książkę pochłonęłam w ciągu paru dni, będąc ciekawa co wydarzy się dalej. Świetnie pokazany profil mordercy, z jednej strony jest nam szkoda chłopaka, z drugiej nienawidzimy go całym sercem. Spójna fabuła, pozostawiająca nam zagadki, które w głowie próbujemy rozwiązać. Zapowiadało się nieźle, i w 90% tak wyszło.
Niestety, zakończenie. Podobnie jak w przypadku "Joyland" jestem zawiedziona. W moich oczach wygląda to tak, jakby King miał określony czas na napisanie ponad 500 stron książki, niestety będąc przy 3/4 zorientował się, że zostało mu za mało czasu na zakończenie. Całkiem ciekawie rozwleka fabułę, jednak mnie to zmęczyło.
Czy widzę jakieś różnice w stosunku do innych książek? Niewielkie. Nadal trzyma dobry poziom, jednak nic ponad to. Jedyna zauważona przeze mnie różnica to taka, że brakuje tutaj motywu paranormalno-fantastycznego. Raczej nie jest to wada, choć zaleta też nie. Przypomina mi książki Harlana Cobena.
Jednak wolałabym dawnego Stephena Kinga, niż Stephena Cobena, czy Harlana Kinga.